Sycylijska wiosna

Kilka dni temu złapałam się na tym, że idąc ulicą nuciłam pod nosem Jingle bells. W końcu idzie Wielkanoc! 😉 Nawet w zeszłym roku, kiedy spędzałam ją we włoskim Orvieto dane mi było doświadczyć przenikliwego ziąbu i, jakżeby inaczej, podziwiać kręcące piruety i tańczące w rytm lodowatego wietrzyska piękne śnieżynki. Tak więc nie pukajcie się w głowę, bo ostatnia wiosenna, a nie jesienno-zimowa Wielkanoc jaką pamiętam to ta, którą spędziłam na Sycylii w 2012 roku.

Był koniec marca, kiedy z pomału rozbudzającej się po zimowej hibernacji Warszawy teleportowałam się w miejsce, gdzie natura już od dawna nie spała i nie próżnowała. Pamiętam ten przyjemny ciepły wiaterek delikatnie muskający skórę, to przyjemne światło, za którym tak tęskniłam zimą – jeszcze nie ostre, jeszcze nie tak jaskrawe i męczące jak kilka miesięcy później, ale pomagające naładować akumulatorki z energią życiową.

Ze szczególnym sentymentem wspominam dziesięć dni spędzone w Trapani i w okolicach. Ja, moja przyjaciółka, dwa plecaki pełne dobrego humoru i dużo zabawnych przygód – o te ostatnie nie było trudno, skoro postanowiłyśmy poruszać się komunikacją publiczną. Szybko jednak okazało się, że komunikacja na Sycylii jest jednokierunkowa – dojedziesz gdzie chcesz, ale z powrotem nie ma transportu, albo jest za 15 minut, więc trzeba sobie radzić. Jak? Najlepiej uśmiechać się szeroko, rozmawiać z tubylcami i zaczepiać kierowców. Dojechałyśmy wszędzie tam, gdzie chciałyśmy poznając przy tym przemiłych, życzliwych i chętnych do pomocy dwóm wariatkom ludzi.

Jeśli chodzi o miejsca, to dwa skradły moje serce – choć na Sycylii naprawdę wszędzie jest pięknie! – rezerwat Riserva dello Zingaro, rozciągający się na północnym zachodzie między miejscowościami San Vito lo Capo a Scopello oraz wyspa Favignana. Oba te miejsca są jednymi z bardziej zatłoczonych w sezonie, więc jeśli mogłabym coś doradzić to polecam trzymać się od nich z daleka w lipcu i sierpniu. W rezerwacie można wiosną nacieszyć oczy piękną zielenią i ciepłymi, intensywnymi kolorami kwiatów, spacerując jednym z kilku szlaków. Górki wystające na 900 metrów z wody może nie będą wyzwaniem sprawnościowym dla himalaistów, ale mieszczuchom sprawią dużo satysfakcji. Tym bardziej, że co chwilę na szlaku Matka Natura przygotowała urocze zatoczki idealne na piknik – znam takich odważnych, którzy na początku kwietnia taplali się w rześkiej, krystalicznie czystej wodzie 🙂

Favignana z kolei jest niewielką wyspą, gdzie dzieją się rzeczy niewyjaśnione. Rzuca urok, mieniąc się odcieniami turkusu i szmaragdu, skrywa wiele tajemnic w labiryntach wykutych w tufowych skałach, w kilku miejscach przypomina scenografię z filmu, którego akcja rozgrywa się na innej planecie. W dodatku na samym środku jej dwie, płaskie jak stół części przecina grzbiet górski dla mnie zawsze kojarzący się z grzebieniem drzemiącego smoka. Na jego szczycie stoi dawny obiekt wojskowy – dziś opuszczony, z zardzewiałym radarem, jednak skłamałabym gdybym powiedziała, że nie słyszałam łomotania własnego serca kręcąc się po nim.

Favi, jak pieszczotliwie mówią na nią mieszkańcy, zagina czasoprzestrzeń, mimo niewielkich rozmiarów pogoda potrafi na niej zmieniać się o 180 stopni, w zależności od tego skąd wieje wiatr, a ty tracisz rozeznanie czy to jeszcze ten sam dzień czy już kolejny. I w dodatku potrafi wziąć cię uwięzić i wypuścić dopiero wtedy, kiedy uzna że jesteś na to gotowa – nas trzymała kilka dni, dookoła nas morze szalało i nie było jak ani popłynąć dalej, ani wrócić na Sycylię. Zdążyłyśmy wydostać się w ostatniej chwili, w sam raz na samolot powrotny, a ja dwa miesiące później byłam tam z powrotem, tym razem na dużo dłużej. Mówiłam – czary!

Jedna uwaga do wpisu “Sycylijska wiosna

  1. Dziękuję za piękne zdjęcia z wyspy migdałami i pomaranczami pachnącej ☀️Cudne to światło i turkusy i szmaragdy wody w zatoczkach…ech, stać tak sobie jak ten mały chłopiec na brzegu i z uważnością wielką wpatrywać w horyzont…nawet nie potrzebowałabym tej pseudo wędki 😉 a potem gelato albo, co tam, jakieś małe chłodne bąbelki popijane na słonecznej starej piazza w portowym paese byłby idealnym dopełnieniem dolce far niente… Rozmarzyłam się 😉…A co tam się musi dziać na wyspie wśród ptactwa o tej porze roku!… ☺️

    Polubienie

Dodaj komentarz